Piechniczek kontra Beenhakker. Będzie zwolnienie?

Wojna, jakiej polski świat futbolowy nie widział. A wszystko na łamach "Przeglądu Sportowego", z finałem... no właśnie, gdzie?

Zaczęło się od tego, że Beenhakker powiedział w wywiadzie dla "PS" tak:

Piechniczek? Jego cała egzystencja sprowadza się do wygadywania bzdur na mój temat.

Antoni Piechniczek poczuł się urażony, zwłaszcza, że kilka dni wcześniej mianował się - jako wiceprezes PZPN ds. szkolenia - oficjalnie bezpośrednim przełożonym selekcjonera. "Przegląd Sportowy" pisze, że byłego trenera reprezentacji szczególnie boli, że atak przeprowadza człowiek bez medalowych sukcesów, jeśli chodzi o najważniejsze piłkarskie imprezy.

Tu następuje wyliczenie: Holandia ostatni raz na podium MŚ stanęła w 1978 roku - bez Beenhakkera, a Polska - cztery lata później, pod wodzą Piechniczka. Do tego wszystkiego w 1986 roku to Polska awansowała na mundial, a na nim wyszła z grupy. Do tego turnieju Beenhakker - prowadzący Holandię - nie awansował.

Na tym wyliczenia Piechniczka (albo gazety? trudno wyczuć) się kończą. Może to i dobrze? Bo w ten sposób są niepełne i bez sensu, a mogły być tylko bez sensu. Dokończmy je zatem po swojemu:

W 1990 roku Beenhakker prowadził na mundialu Holandię i awansował do 1/8 finału. To już było po Meksyku. Piechniczek, który objął w 1996 roku zrezygnował z jej prowadzenia rok później z bilansem (poza meczami towarzyskimi) 1 zwycięstwa, 1 remisu i 3 porażek.

Oczywiście na wyliczenia nałożone zostały kajdany "medali na najważniejszych piłkarskich imprezach", więc nie możemy brać pod uwagę trzech mistrzostw Hiszpanii, mistrzostwa Holandii i trzech półfinałów Pucharu Mistrzów. Ale mimo to apelujemy - odwoływanie się w dyskusji do tego, że się miało (choćby nie wiadomo jak wielkie) sukcesy ćwierć wieku temu jest już samo w sobie dość żenujące, a już odwoływanie się do wybiórczych faktów po prostu nie przystoi.

Nie zmienia to faktu, że wypowiedź Beenhakkera nie powinna się zdarzyć, a skoro już się zdarzyła - to Piechniczek musi na nią zareagować. Jest w końcu przełożonym Leo, a żaden przełożony nie może spobie pozwolić na puszczanie mimo uszu uwag typu "A kto to jest Piechniczek?".

Antoni Bugajski w komentarzu redakcyjnym sugeruje, że efektem może być nawet zwolnienie Beenhakkera. W środę zbiera się zarząd PZPN, który taką decyzję może podjąć - jeśli wcześniej Lato i Piechniczek dogadają się z Beenhakkerem w sprawie tego, ile kto dostanie i czy będzie to zwolnienie, czy podanie się do dymisji. "Przegląd Sportowy" sugeruje, że obie strony mają się dość, więc jest duża szansa, że się dogadają w sprawie rozstania.

Do spotkania szefostwa PZPN z Beenhakkerem dojdzie na pewno, trener już został wezwany na dywanik. Czyżby cichaczem zbliżał się przewrót? Branie jeńców się skończyło, zwłaszcza po tym, gdy po meczu z Serbią Beenhakker w telewizji swoje słowa potwierdził i dodał:

Piechniczek napluł mi w twarz.

To nie jest wypowiedź koncyliacyjna. Ciąg dalszy na pewno nastąpi.

Czytaj także:

Chcą odwołać Beenhakkera

Sunderland zainteresowany Leo

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.