Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Zaczynamy od najświeższego przykładu. Podczas testów na mamucie w Bad Mitterndorf upadł Austriak Lukas Mueller. Od razu po wypadku zabrano go helikopterem do szpitala, gdzie stwierdzono ciężkie uszkodzenie kręgosłupa. Od razu przeszedł operację, ale według austriackich mediów jest sparaliżowany od pasa w dół. Nie wiadomo, czy będzie mógł chodzić.
W trakcie mistrzostw świata w lotach miał być przedskoczkiem.
25-letni Amerykanin podczas kwalifikacji do konkursu w Bischofshofen przy lądowaniu zbyt mocno wychylił się do przodu i stracił równowagę. Po upadku długo się nie ruszał. Niestety doznał poważnej kontuzji kręgosłupa i wylądował na wózku inwalidzkim. Kilka dni temu odwiedził Bischofshofen; podczas konferencji prasowej powiedział, że czuł ból pleców, ale nie stracił przytomności nawet na chwilę.
Szwajcar wylądował na 136. metrze, a potem przewrócił się, upadł na skrzyżowane ramiona i przejechał kilkanaście metrów na twarzy. Stracił przytomność, którą odzyskał dopiero w karetce. Na szczęście kości Ammanna są całe, ale ma on silne stłuczenia i wstrząs mózgu.
Upadek w Bischofshofen to nie jedyny wypadek w karierze Ammanna. Skoczek z tendencją do "wyciągania" odległości i, hmmm, jakby to dyplomatycznie ująć, nieortodoksyjną techniką lądowania telemarkiem, wywracał się już kilka razy w ciągu swojej długiej historii występów. Wywrócił się przez igrzyskami w Salt Lake City, na których zdobył potem dwa medale, wywrócił się, całkiem niedawno, już podczas pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni - w Oberstdorfie, a my przypominamy jego upadek z Planicy, sprzed 10 lat.
Narracja, że "kiedyś wszystko było lepsze" nie omija też skoków narciarskich, a więc kiedyś skocznie były większe, skoczkowie twardsi, warunki surowsze, a upadki bardziej spektakularne. Na dowód: upadek Pavla Ploca, który wyglądał naprawdę koszmarnie. Ploc był świetnym lotnikiem i jednym z najbardziej utytułowanych czeskich skoczków narciarskich, którego długa i piękna kariera w latach 80-tych musiała jednak podźwignąć się najpierw z tego mrożącego krew w żyłach upadku.
ss
Rosjanin zaliczył salto w powietrzu. Zabrano go do szpitala, przebywał tam w stanie ciężkim przez kilka dni. Jego operację sfinansował niemiecki skoczek Martin Schmitt, poruszony jego losem. Rosjanin wrócił do skakania i czasem nawet zdobywał punkty w Pucharze Świata.
W 2001 roku Robert Kranjec, późniejszy mistrz świata w lotach i medalista olimpijski, zdobył swoje pierwsze punkty Pucharu Świata, ale wcześniej zaliczył bardzo bolesny, bardzo groźnie wyglądający upadek podczas konkursu lotów na swojej "domowej" skoczni w Planicy. Kranjec kurował się kilka miesięcy ale, jak już zaspoilowaliśmy na początku, w listopadzie tego samego roku zdobył pierwsze punkty PŚ. Ale ponieważ doskonale wiecie, że Kranjec skacze i lata do tej pory, spoiler to niezbyt wielki.
Niemiec bardzo wysoko wybił się z progu, ale jego nartę pociągnęło w dół. Spadł w dół niczym kamień i stracił przytomność, bezwładnie zsunął się po zeskoku. Zatrzymana została u niego akcja serca, ale Findeisena udało się uratować.
Ponieważ to nasz ukochany Goldi, ponieważ wiemy, że wszystko dobrze się skończyło, nie będziemy potokiem nieporadnych słów psuć tego okruchu starej telewizji i mistrzowsko lapidarnego, oszczędnie melancholijnego komentarza...
Nie był ot jedyny wypadek Goldiego w karierze, a nawet nie jedyny w Lahti - cztery lata wcześniej złoty chłopak skoków runął w dół jeszcze bardziej widowiskowo, ale, jak już wiecie, bez poważniejszych konsekwencji dla swojej kariery.
Wiecie, jest taki dowcip o rosyjskim oficerze, który w ogóle nie pije alkoholu, a jeśli pije, to się nie upija, a jeśli się upija, to się nie zatacza, a jeśli się zatacza, to nie upada, a jeśli upada, to zasłaniając pagony, żeby nie było widać, że to oficer. No więc z naszym Orłem z Wisły jest... nie, wiecie co, to głupia analogia, bo wcale nie jest tak, że nawet jak upada, to wygrywa zawody, ale było za to tak, że jak upada w pierwszej serii to i tak oddaje dwa dobre skoki w drugiej zajmuje ósme miejsce. A utracone prowadzenie w klasyfikacji generalnej odzyskuje dwa dni później, takie to były czasy.
Nasz Orzeł upadał też w domu, przed ukochaną publicznością, bo kto bogatemu zabroni?
Zakopane w ogóle miało pecha być areną upadków, zarówno tych bardzo poważnych, jak i tych poważnych nieco mniej, za to dość, hmmm, kuriozalnych. Pamiętacie, jak Wolfgang Loitzl stwierdził w 2004 roku, że zjeżdżanie na nartach jest dla słabych i on by się raczej poślizgał na kombinezonie? No dobra, nie naśmiewamy się, bo to mogło się źle skończyć, ale na szczęście skończyło się dobrze i sam zawodnik już chwilę później śmiał się ze wszystkiego, więc i Wy się pośmiejcie, a przy okazji posłuchajcie Włodzimierza Szaranowicza w najwyższej ("Słowak, Słoweniec, drugi, nie czwarty") formie.
W przypadku Jana Mazocha już tak dobrze się nie skończyło i wypadek czeskiego skoczka wstrząsnął polską, i nie tylko polską publicznością. Skoczek stracił przytomność i w krytycznym stanie został odwieziony do szpitala w Krakowie, gdzie został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Zawody odwołano po pierwszej serii. Mazoch powrócił do skakania latem 2007 roku i na igielicie szło mu całkiem nieźle, jednak zimą nie potrafił już odnaleźć dawnej formy i zakończył karierę w 2008 roku.
Bardzo źle kończył się rok 2011 dla Toma Hildego. Hilde wywrócił się przy lądowaniu, został przewieziony do szpitala, pierwsza diagnoza brzmiała bardzo groźnie - "złamany kręgosłup", jednak już w sylwestrowy wieczór Norweg opuścił szpital, a Nowy Rok powitał konferencją prasową, na której wyznał, że "złamany kręgosłup nie boli aż tak bardzo, jak groźnie brzmi". Hilde prezentował podrapaną twarz i hart ducha jednocześnie - do końca sezonu oczywiście pauzował, ale powrócił w następnym by w styczniu 2013 stanąć, po raz pierwszy po przerwie, na podium konkursu PŚ w Sapporo. A wcześniej przeszedł do historii jako pierwszy zwycięzca w zawodach mieszanych (wraz z Andersem Bardalem, Maren Lundny i Anette Sagen).
Makabrycznie wyglądał upadek Thomasa Morgensterna podczas treningu przed zawodami w Bad Mittendorf...
...i makabrycznie wyglądał po nim sam Thomas Morgenstern, ale czuł się nieco lepiej niż wyglądał. Wkrótce po upadku odzyskał przytomność, rozmawiał z ratownikami i bardzo szybko ogłosił, że chce jechać do Soczi! Leczył się w prywatnej klinice w Klagenfurcie, skąd przy okazji dowodził całym światem...
...cały świat - przynajmniej narciarski - trzymał za niego kciuki...
...a dzielny Austriak dopiął swego i na igrzyska do Soczi pojechał, kurując się w błyskawicznym tempie (przypomnijmy - uległ wypadkowi 10 stycznia, 9 lutego odbył się pierwszy konkurs skoków w Soczi) i przywożąc stamtąd srebrny medal konkursu drużynowego.
Upadek Morgensterna w Bad Mitterndorf wyglądał koszmarnie, Morgenstern ma jednak więcej takich koszmarów na koncie. Kilka tygodni przez Bad Mittensdorf skoczek przewrócił się w titisee-Neustadt i złamał palec, a dziesięć lat wcześniej zaliczył pamiętny wypadek w Kuusamo, który wyglądał niemal tak groźnie, jak ten z z Bad Mitterndorf. Austriak wracał do zdrowia półtora miesiąca, miał wstrząśnienie mózgu i złamany palec.
"Wszyscy zadarli głowy, gdzie będzie lądował..." - a wylądował na plecach. Ahonen bardzo "ciągnął" odległość, no i wyciągnął rekordowe 240 metrów, ale nie ustał lądowania, zachwiał się, upadł na plecy i uderzył głową w śnieg. Ahonen był wtedy pierwszy po pierwszej serii i bił rekord skoczni, ale ostatecznie zawody w Planicy (wieńczące sezon 2004/05) zakończył na 6. miejscu, mając już zresztą w kieszeni Kryształową Kulę.
I na zakończenie - życzymy wszystkim skoczkom, żeby wszystkie trudności, niepowodzenia, wywrotki i upadki kończyły się tak, jak ta przygoda Manuela Fettnera na mistrzostwach świata w Predazzo.