Z cyklu "Nieznani, a szkoda": Krzysztof Król

Nasza dzisiejsza opowieść zdecydowanie nadaje się na jakąś szybką i efektowną hollywoodzką ekranizację z Dustinem Hoffmanem i Angeliną Jolie w rolach głównych oraz Robertem Pattinsonem w roli kogoś, kogo w tym filmie zabraknie. Oto jak efektownie przejść między grą w Realu Madryt aż do występów w Jagiellonii Białystok i Chicago Fire, a wreszcie do poślubienia modelki ''Playboya'', która wcześniej spotykała się z mistrzem świata wagi ciężkiej UFC. Uff. Oto po prostu jak być Krzysztofem Królem.

Krzysztof Król urodził się 6 lutego 1987 roku w Rydułtowach, co nie tylko oznacza to, że urodził się w Rydułtowach i jest młodszy od nas, ale także to, iż na boisko życia wbiegł w dzień, którego patronem jest... jest... no dobra i tak nie uwierzycie - św. Paweł Miki . Karierę piłkarską niewielkich jeszcze rozmiarów Krzyś zaczynał w pobliskim Radlinie, a ściślej rzecz biorąc w klubie, który nazywał się, o niespodzianko, Górnik Radlin. Stamtąd w wieku lat 18 trafił do Wronek, jednak nie do zakładu karnego, ale do Amiki. Zamiast składać lodówki grał tam w piłkę na lewej obronie. A w zasadzie nie tyle grał, co po prostu był w składzie.

W sezonie 2006/2007 zadebiutował w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej w barwach klubu, który dołączył już do dinozaurów, czyli Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Zadebiutował... i to był koniec jego występów w zielono-białym trykocie. Udało mu się jednak to, co większości polskich piłkarzy wychodzi tylko w ''Football Managerze''- w 2007 trafił do Realu Madryt. Konkretnie zaś do szkółki piłkarskiej ''Królewskich''. Nie wiadomo, jak wpadł w oko poszukiwaczom talentów z Kastylii. Podobno podrzucono go na próg budynków klubowych w pudełku po pizzy, ale pogłoski te nie są potwierdzone. W każdym razie swoją przygodę z Realem polski boczny obrońca zaczynał w Realu Madryt C, gdzie trafił z innymi młodymi zdolnymi rodakami - Szymonem Matuszkiem i Kamilem Glikiem.

Już jako zawodnik madryckiego klubu pojechał Król na mistrzostwa świata do lat 20 rozgrywane w 2007 roku w Kanadzie. W nich Polska przegrała w drugim meczu z USA 1:6, w trzecim zremisowała z Koreą Południową 1:1, a w 1/8 finału wyeliminowali nas 3:1 Argentyńczycy, ale tak naprawdę liczyło się wyłącznie spotkanie numer jeden. W nim to Polacy WYGRALI z Brazylią 1:0 po golu Krychowiaka z 23. minuty. Już cztery minuty później za drugą żółtą kartkę z boiska wyleciał niejaki Krzysztof Król, który schodząc zalewał się łzami, co było obrazkiem poruszającym nawet nasze czarne i przegniłe serca.

Początek pobytu w Realu nie był specjalnie spektakularny, choć Polakowi udawało się zamienić po kilka zdań z Raulem i Sergio Ramosem, osiągnął także trzeci level w kategorii fryzjerstwa wyczynowego zapuszczając fryzurę na Barbrę Streisand . Awansował też do bezpośrednich rezerw ''Królewskich'' czyli artysty wcześniej znanego jako Real Madryt B - grającego w hiszpańskiej trzeciej lidze Realu Madrid Castilla. Jednak gdy na ławce trenerskiej Castilli dotychczasowego szkoleniowca Michela zastąpił Juan Carlos Mandia, Król zniknął. Szukano go i szukano, aż wreszcie odnalazł się na trybunach, bo Mandia nie życzył sobie jego usług nawet na ławce rezerwowych. Niezadowolony z takiego stanu rzeczy Polak zaczął przebąkiwać coś o transferze. Real oferował Króla Feyenordoowi w rozliczeniu za Roystona Drenthe. Holender do ''Królewskich'' w końcu dołączył, ale Polak w przeciwnym kierunku nie śmignął. Pojawiły się więc kolejne pomysły. - W grę wchodzi Villareal, Deportivo La Coruna, Atalanta Bergamo, Lazio Rzym i Newcastle - mówił Król, po czym przeszedł do Jagiellonii Białystok. Ten ostatni klub na jego liście życzeń zapewne odpadł, bo już Sroki miały już swojego Krula bez żadnych literowych fanaberii w nazwisku.

W Jadze obrońca z królewskim CV czy może raczej ''Królewskimi'' w CV został podstawowym obrońcą i w sezonie 2008/09 zagrał w 24 meczach. Dalibyśmy sobie odciąć prawą nogę, że w kolejnych rozgrywkach będzie podobnie. Gdybyśmy tak zrobili, to obecnie moglibyśmy sporo zaoszczędzić na obuwiu. Król pokłócił się bowiem z trenerem Michałem Probierzem, a że w starciu tym to piłkarz okazał się pragnieniem, zaczęło go łączyć jeszcze więcej z Jerzym Dudkiem. Do gry w Realu i dwusylabowego imienia doszło bowiem przykucie do ławki rezerwowych łańcuchami, których nie zerwałby Pudzian. Nawet z pomocą brata.

Po sezonie nasz bohater ruszył na poszukiwania zagranicznego klubu. Jego wybór padł na Włochy. Niestety, wybór Włochów nie padł na Króla i obrońca mógł szukać dalej. Z pomocą niczym dobra wróżka przyszedł mu Tomasz Frankowski, który polecił Króla Chicago Fire, a Chicago Fire Króla. Klub i piłkarz zapałali wzajemną miłością i na początku 2010 roku nasz mały bohater został wypożyczony do byłej drużyny Piotra Nowaka, Romana Koseckiego, Jerzego Podbrożnego, Tomasza Frankowskiego, a także Christo Stoiczkowa i gościa z reklam Bimbo.

.

Pierwsze spotkanie swojej nowej drużyny nasz mały bohater opuścił z powodu choroby, ale od drugiego mógł już przypominać sobie jak to jest po wewnętrznej stronie linii bocznej. W Wietrznym Mieście szybko pokazał, że może nie jest drugim Zinedinem Zidanem (głównie ze względu na pozycję, imię, nazwisko i liczbę włosów), ale będzie się starał. W końcówce meczu z Houston Dynamo popisał się takim zagraniem

Dwa mecze absencji za czerwoną kartkę Król wykorzystał do bratania się z kibicami i współprowadzenia dopingu z bocianiego gniazda. Po przymusowej pauzie wrócił do podstawowej jedenastki i zaliczył najlepsze trafienie tego sezonu.

Trafił bowiem na facebookowy profil modelki Patrycji Mikuły ...

...która znana była z tego, że przez dwa lata chodziła z zawodnikiem UFC Andriejem Arłowskim , podejrzewano ją także o schadzki z Timem Sylvią - tym samym, który swego czasu niemiłosiernie obił Pudziana. Dziewczyna przystała na spotkanie z rodakiem, a po siedmiu tygodniach przystała także na małżeństwo z piłkarzem. Król i jego Królowa powiedzieli sobie sakramentalne ''no ba'' 23 czerwca, po czym na znak miłości, oddania i takich tam wytatuowali sobie swoje imiona. Cała ta zorganizowana akcja sprawiła, że Krzysio nie do końca jest już nieznany, bo o jego wyczynie doniosły niemal wszystkie amerykańskie serwisy sportowe ze ''Sports Illustrated'' na czele, dzięki czemu Krzysztof trafił do panteonu wielkich królów, gdzie zasiada obok Kazimierza Wielkiego, Patricka Roy i Dona Kinga.

Wszyscy, którzy wróżyli Królowi, że po powrocie z Realu do Polski nic nie osiągnie musieli poczuć się wyjątkowo głupio. W końcu wyrwanie i skłonienie do małżeństwa modelki Playboya to nie lada wyczyn. Podobno nawet Jose Mourinho oddałby za to oba tryumfy w Lidze Mistrzów, światowej klasy defensywnego pomocnika i drugie ''o'' z nazwiska. My karierze obrońcy będziemy się bacznie przyglądać, bo jeśli taki zaczął od Realu i usidlenia modelki, to gdzie skończy? Król ma dopiero 23 lata, więc nie wykluczamy nawet, że przed czterdziestką zostanie imperatorem świata.

Andrzej Bazylczuk & Łukasz Miszewski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.