Brak fortuny kołem się toczy - kolej na Federera?

W sierpniu 2008 napisaliśmy, że słynna reklama Gillette zesłała klątwę na tych, którzy w niej wystąpili. Wówczas chodziło o niemoc sportową Henry'ego, Woodsa i Federera, tymczasem klątwa po osiągnięciu celu wcale nie przestała działać i wciąż prześladuje gładko wygolonych gwiazdorów - teraz chce ich skompromitować.

Tigera Woodsa po nakręceniu reklamy prześladowały kontuzje, Roger Federer przestał być numerem 1 w rankingu tenisistów, a Thierry Henry z dnia na dzień, z pierwszoplanowej postaci światowego futbolu stał się podstarzałą gwiazdą, którą paru ekspertów zaczęło zsyłać do MLS.

Rok później wszyscy trzej mogli się zaśmiać zabobonnym komentatorom w twarz - Tiger po wyleczeniu urazów, w bieżącym roku wygrywał turniej golfowy za turniejem. Roger wrócił na szczyt rankingu ATP, a przy okazji wygrał pierwszy raz w karierze turniej Rolanda Garrosa. Thierry natomiast do wielkiej kolekcji tytułów dodał Mistrzostwo Hiszpanii i Puchar Champions League.

Wydawało się, że klątwa Gillette przestała działać. Jednak w tym miesiącu się uaktywniła i choć mierzy w inne punkty - też skutecznie.

Najpierw zaatakowała Henry'ego. Jego asysta ręką w meczu z Irlandią pozbawiła Francuza rzeszy fanów, do tej pory uważających zawodnika Barcelony za nieskazitelny przykład wielkiego piłkarza. Dziś Henry może wciąż jest świetnym zawodnikiem, ale przy okazji oszustem.

Minął tydzień a klątwa zaczęła podążać w kierunku drugiego wierzchołka trójkąta bermudzkiego. Tiger Woods według oficjalnych informacji jadąc samochodem uderzył w hydrant przed swoją posesją. Trafił do szpitala, z którego szybko wyszedł. Jednak internetowe podziemie rozpisuje się na temat zupełnie innej wersji zdarzeń - to nie hydrant był przyczyną obrażeń golfisty, a żona. Auto było rozbite kijem golfowym. Znów - oficjalna wersja głosi, że żona chciała się dostać za pomocą tego kija do nieprzytomnego męża. Nieoficjalna wersja sugeruje, że żona chciała tym kijem ukarać Woodsa za rzekomy romans. Tak czy siak, nieskazitelne i gładko wygolone oblicze golfisty dołączyło do kolegi grającego w piłkę.

Jeśli się powiedziało A, a później B - Roger powinien mieć się na baczności. W jego nieskazitelność wierzą wszyscy - jego reputację zna każdy szanujący się znawca sportu. Czy taka pozostanie? Jak długo? Zobaczymy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.