Z Czuba Watch: Co można popsuć Małyszowi

Wszystko wskazuje na to, że już niedługo będziemy mieć w Polsce dwie kadry skoczków - w jednej stawiać się będzie na ilość, bo będą w niej wszyscy zawodnicy z wyjątkiem Małysza, a w drugiej na jakość Małysza, bo będzie w niej Małysz i nikt więcej.

O reprezentacji Adama Małysza w skokach narciarskich wiadomo póki co tyle, że ma powstać, a jej trenerem ma być Hannu Lepistoe, który w zeszłym sezonie był trenerem reprezentacji Polski (wtedy jeszcze z Adamem Małyszem w składzie). Fin wkrótce ma przyjechać do Polski i ustalić z Małyszem i prezesem Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniuszem Tajnerem szczegóły współpracy.

Prezes Tajner w całej rozciągłości popiera koncepcję reprezentacji Adama Małysza w skokach narciarskich (podobnie jak reprezentacja Polski, reprezentacja Małysza będzie podlegać PZN, póki co nic nie wiadomo o tym, że miałby powstać nadzorujący nową reprezentację Polski Związek Adama Małysza). Ma jednak pewne obawy, z których zwierzył się ''Rzeczpospolitej'':

Chciałbym doprowadzić do spotkania Fina z profesorem Jerzym Żołądziem, który odpowiada za przygotowania motoryczne polskiej kadry. Mam świadomość, że Lepistoe i Żołądź to wielcy indywidualiści, więc mogą się nie dogadać. Ale nawet gdyby nie doszło między nimi do współpracy, to Fin musi wiedzieć, jak wyglądały przygotowania, i uwzględnić je w swoim planie pracy z Adamem. Wierzę, że Lepistoe nie rozwali tego, co do tej pory zrobiono.

Teraz obawy zaczęliśmy mieć my. Koncepcja powołania reprezentacji Adama Małysza w skokach narciarskich jest naszym zdaniem sensowna, jednak sądziliśmy, że jej szkoleniowym priorytetem będzie właśnie rozwalenie tego, co zrobiono z Małyszem w reprezentacji Polski i zrobienie tak, żeby znów skakał dobrze. Ale nigdy nie uważaliśmy się za ekspertów w skokach, więc może coś nam umyka.

Rozwiane złudzenie dnia

Tomasza Jodłowca wszyscy już dawno sprzedaliśmy do Napoli, powiedzieliśmy ''arivederci, pozdrów krewnych'', a nawet poprosiliśmy nieśmiało o odczarowanie dla nas ligi włoskiej . Wygląda jednak na to, że póki co możemy go prosić co najwyżej o odczarowania dla nas ligi polskiej. ''Super Express'' porozmawiał bowiem z Pierpaolo Marino, dyrektorem sportowym Napoli, który powiedział, jak się sprawy mają:

Chcieliśmy Jodłowca, ale latem. Nie prowadzimy i nie zamierzamy już prowadzić na jego temat rozmów. Na miejsce Jodłowca kupiliśmy już piłkarza. Polak długo się wahał, nie mogliśmy czekać w nieskończoność.

Marino przyznał jednocześnie, że obserwuje innego Polaka, grającego w Brescii Bartosza Salamona, więc jakby co, to jego prosimy o odczarowanie ligi włoskiej.

Piotr Mikołajczyk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.