Fanfary i fujary - dzień 6. i 7.

To był ten dzień. Nasze planowanie wreszcie okazało się nieomylnie błędne we właściwą stronę, a proroctwa Kazika Staszewskiego wręcz przeciwnie. Nasz kulomiot natomiast okazał się, cóż, najlepszym kulomiotem olimpiady.

Fanfary

Reese Hoffa - Miał być największym rywalem Tomasza Majewskiego, a tymczasem... Nie, no bez głupich żartów. Oczywiście tylko i najbardziej Tomasz Majewski. Złoty medal, fenomenalne rzuty, którymi odebrał rywalom ochotę do walki i genialny spokój, przed w trakcie i po zawodach. Postać. Wprawdzie odegrano mu już Mazurka Dąbrowskiego, ale jesteśmy przekonani, że i fanfar chętnie posłucha.

Polscy szpadziści - Po sześciu długich dniach (pekińskich) i sześciu długich nocach (polskich) odczarowali olimpiadę. Po ich medalu zaledwie dwie godziny wystarczyły, żebyśmy się doczekali mistrza olimpijskiego. Tyle myślenia magicznego. A sportowo, musimy powiedzieć, że odporność psychiczna, która pozwoliła im w półfinale najpierw pognać za Chińczykami, potem ich wyprzedzić, a na końcu, przy remisie 44:44 wygrać sztych meczowy należą się fanfary bez dwóch zdań.

Kazik Staszewski - Już dawno temu zaśpiewał, że los się musi odmienić. I miał rację, okazuje się.

Przemysław Matyjaszek - Człowiek, dzięki któremu polubiliśmy słowo ippon. Gdyby judocy byli drużynami piłkarskimi, to Przemysław Matyjaszek byłby Holandią albo Arsenalem Londyn. Od pierwszych sekund ruszał do ataku i swoje dwie pierwsze walki zakończył efektownymi rzutami. wprawdzie walka ćwierćfinałowa zakończyła się rzutem równie efektownym, po którym padł Polak, a walka o brązowy medal zakończyła się wysoką porażką na punkty (fakt, głównie dlatego, że Matyjaszek w końcówce rzucił się do ataku), ale był to bodaj pierwszy raz na tych igrzyskach, kiedy myśląc o polskim sportowcu myśleliśmy wyłącznie pozytywnie.

Siatkarze - Little by little, krok po kroku. Zaczęli od pewnego pokonania Niemiec, potem zmiażdżyli słabiutki Egipt, w końcu w świetnym stylu pokonali Serbię. I co naprawdę piękne - w zasadzie przez większość meczu byli zdecydowanie lepsi. Po półtora roku wreszcie znów widzimy drużynę wicemistrzów świata. A następny krok? Jak zwykle Brazylia.

Michael Phelps - W zasadzie fanfara będzie krótka. Szóste złoto, szósty rekord świata... Już medal temu był najwybitniejszym olimpijczykiem w historii, teraz został jeszcze bardziej najwybitniejszym olimpijczykiem w historii. I nie wierzymy, żeby nie został jeszcze bardziej i jeszcze bardziej. Na koniec olimpiady zamiast fanfar zagramy mu symfonię.

Wąsy Marka Spitza - Zacierają ręce. Wąsy Phelpsa miały je zdetronizować, a tymczasem nie stanęły nawet do jednego wyścigu. Za ogromną samodyscyplinę, która owłosieniu twarzowemu pływackiego mistrzała dała siedem złotych krążków z pewnością należy się zagrana na złotych trąbach fanfara.

Fujary

Z czuba - Serwis taki, znany z typowania. Błędnego. O naszych pierwszych medalistach napisaliśmy dzień wcześniej tak: Szermierka. Hm. Polacy. Hm. Porażka. Mhm.

Piłkarze ręczni - Wyobraźcie sobie, że Brazylijczycy grają z Polakami w piłkę nożną i do ostatnich sekund muszą drżeć o wynik. Ba, przez większość meczu muszą gonić, w dodatku grając zdecydowanie gorzej niż rywale. Słowo fujary byłoby jednym z łagodniejszych, jakie by usłyszeli. Zamieńcie teraz piłkę nożną na ręczną, a Polaków i Brazylijczyków zamieńcie miejscami i wszystko się będzie zgadzać. Za mecz z Brazylią trener Bogdan Wenta oceniając piłkarzy zapewne nie poprzestał na delikatnej, wręcz salonowej fujarze.

Francuscki rezerwowy szpadzista - W finale przeciwko Polakom nie wystąpił, za co nie dostanie medalu i generalnie odejdzie w otchłań zapomnienia. Francuzi zorganizowali wprawdzie tanią szopkę, żeby kolegę na planszę przemycić, ale ich mistyfikację prześwietlili i udaremnili Polacy. Nie wiemy wprawdzie jak dobry/słaby był rezerwowy Jean-Michel Lucenay, ale na naszą znajomość szermierki (nikłą), nawet gdyby był słaby - Francuzi raczej i tak by wygrali. A tak - parafrazując klasyka - Lucenay pozostał jak ch... bez medalu.

Wąsy Micheala Phelpsa - Po wąsach Micheala Phelpsa, które odgrażały się, że zdobędą osiem złotych medali w Pekinie wszelki ślad zaginął. Podobno ktoś widział, jak włóczą się po mieście w towarzystwie wąsów chorwackich waterpolitów, ale powiedzmy sobie szczerze - igrzyska olimpijskie to naprawdę nie czas i miejsce na jakieś brewerie.

Polscy pływacy - Trzy finały, a w nich 4., 6., i 8. miejsce. Krótko mówiąc, potęga w pływaniu my ass.

Roger Federer - Nie wygrał w tym sezonie ani jednego turnieju Wielkiego Szlema, niby nic wielkiego, żaden z nas nie wygrał turnieju Wielkiego Szlema ani w tym roku, ani w żadnym innym. Jednak Federer po roku takich zaskakujących porażek miał się w Pekinie odbić i osłodzić sobie życie. Odpadł w ćwierćfinale i trzecie igrzyska w karierze zakończy bez medalu. Podejrzewamy, że osładzanie sobie na jakiś czas odpuści, bo jest mu wystarczająco słodko.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.