Kotlet mocno odgrzewany, ale nigdy wcześniej tego nie widzieliśmy. Sytuacja miała miejsce w 1994 roku w kwalifikacjach do finałów Pucharu Karaibów. Barbados gra z Grenadą o wejście do finałów turnieju. W decydującym meczu piłkarze Barbados potrzebują wygranej różnicą dwóch bramek, aby awansować. W 83. minucie prowadzą już 2-0, kiedy Grenada strzela bramkę kontaktową. Siedem minut to dość czasu na huraganowe ataki i skonstruowanie co najmniej kilku akcji i strzelenia trzeciej bramki, ale reprezentacja Barbados postanowiła rozegrać końcówkę inaczej - strzeliła umyślnie samobója, doprowadzając tym samym do dogrywki. I dzięki temu udało im się awansować. Serio.
Zanim zaczniecie sobie łamać głowy jak to możliwe, spieszymy z bardzo potrzebnymi wyjaśnieniami - taka sytuacja była możliwa ponieważ jakiś karaibski Sepp Blatter wpadł w 1989 roku na pomysł, żeby w Carribbean Cup, gole w dogrywkach liczone były podwójnie. Dlatego też piłkarz Barbados strzelając do własnej bramki dał swojej drużynie nie 7, a 30 minut na wywalczenie dwubramkowego prowadzenia.
Samobój był groteskowy, ale opłacił się - Barbados strzeliło bramkę w doliczonym czasie więc zgodnie z regulaminem turnieju, zwyciężyli nie 3-2, a 4-2 i awansowali.
To wszystko jest mniej więcej tak logiczne jak niegdysiejsza popularność grupy O-Zone . Może więc skrót rzeczonej sytuacji co nieco rozjaśni:
Nie wiemy ile samobójów gracze Barbados strzelili sobie w finałach turnieju, ale najwyraźniej co najmniej o jednego za mało, bo odpadli z niego już w pierwszej fazie.
Tak, są w futbolu rzeczy, którym nie śniło się Gary'emu Linekerowi i innym autorom piłkarskich bon motów .