Dobry pomysł, zły pomysł: Nadzieja nie musi umierać

Po meczu z Grecją można żałować straconego punktu, ale można też cieszyć się z uratowanego punktu. Można ubolewać nad czerwoną kartką Szczęsnego, ale można się cieszyć z wielkiej interwencji Tytonia. Można martwić się, że Lewandowski nie wykorzystał dobrej sytuacji, ale można się też cieszyć, że wykorzystał. Można w końcu obawiać się Rosji. Ale można też wierzyć, że i z Rosją można powalczyć.

Dobry pomysł: Dobre pomysły. Nie spełniły się moje koszmary, koszmary, owszem, koszmarne, ale nie zaskakujące, bo będące po prostu reminiscencjami z poprzednich wielkich imprez, na których wszelkie nadzieje diabli brali już po pierwszych minutach. Wtedy już po pierwszym meczu można było się ich trzymać tylko dzięki klasycznej kibicowskiej odporności na rzeczywistość, dziś można się ich trzymać po prostu. Możliwości widzenia szklanki pełnej nie mieliśmy za mojego świadomego życia w zasadzie nigdy, dlatego też nie zamierzam tej wyjątkowej okazji przepuścić. Na złe pomysły, jestem przekonany, jeszcze przyjdzie czas. Dziś tylko rozwiązania pozytywne.

Dobry pomysł: Ulga. Nie wiedzieliśmy na co stać tę reprezentację. Nie wiedzieliśmy, jak i czy jakkolwiek, mecze z Andorami tego świata mogą przygotować piłkarzy na Euro 2012 - wielką imprezę, przytłaczającą z samej swej natury, na której dodatkowo piłkarzom przyjdzie dźwigać na plecach 40 milionów wygórowanych oczekiwań. Historia podpowiadała, że już tylko to wystarczyło, by nietęgich przecież polskich piłkarzy zmienić we wbetonowane w murawę słupy. A jednak nic takiego się nie wydarzyło, ba, Polacy przez pół meczu wyglądali wręcz na uskrzydlonych.

Dobry pomysł: Przemysław Tytoń. Nie mogło być inaczej. Gdyby nie on przegralibyśmy mecz, który mogliśmy, a może i powinniśmy byli wygrać. Tytoń wchodził w chwili wyjątkowo parszywej, kiedy wydawało się, że nic nie uratuje nas przed stratą bramki, kiedy jedyny obok tercetu dortmundzkiego zawodnik mający zapewniać selekcjonerowi jako taki komfort wyrzucił się sam, prawdopodobnie z całego turnieju. A jednak natychmiast po wejściu na boisko Tytoń obronił karnego, czym odwrócił losy meczu. Grecy, którzy nacierali coraz mocniej, wytracili impet, Polacy, którzy kompletnie stracili koncept odzyskali go na tyle, żeby uratować punkt. Do tego, choć jeden z wydawałoby się absolutnie kluczowych zawodników wypadł nam na mecz z Rosją - nie mamy poczucia, że musi skończyć się klęską, bo przecież jest Tytoń. I to wszystko mówimy o facecie, który dwa tygodnie temu był trzecim bramkarzem bez szans na grę.

Dobry pomysł: Wojciech Szczęsny. Oczywiście, w przypadku Szczęsnego o dobre pomysły niełatwo. A jednak nie zamierzam go chłostać, nie dzisiaj. Jestem przekonany, że Szczęsny sam doskonale wie, co zrobił źle i co powinien zrobić, żeby w przyszłości było lepiej. Zamierzam Szczęsnego pochwalić za dwa momenty. Pierwszy - kiedy faulował Salpingidisa z pełną świadomością, że skończy się to karnym i czerwoną kartką. Tym jednym zagraniem Szczęsny ze sporym prawdopodobieństwem wyrzucił się z turnieju, który miał być jego turniejem. po tym zagraniu było bardzo prawdopodobne, że padnie bramka. Ale gdyby Szczęsny nie faulował bramka wpadłaby na pewno. Z dwóch złych wyjść nasz bramkarz wybrał to mniej złe. Drugi moment miał miejsce już w szatni, gdzie Szczęsny obserwował, jak Tytoń broni karnego i zostaje bohaterem. Oczywiście, każdy piłkarz powinien chcieć, żeby jego zespół wygrał. Ale cieszyć się z wielkiego zagrania swojego bezpośredniego rywala do miejsca w składzie - to gest ładny i nagrody godzien. Niechby tylko dyspensy od zasłużonej w sumie krytyki.

Dobry pomysł: Robert Lewandowski. Nie tylko dlatego, że przełamał klątwę ciążącą nad naszą reprezentacją od roku 1974. Nie tylko dlatego, że choć przecież wszyscy wiedzieli, że w naszej reprezentacji jego i głównie jego trzeba pilnować, choć Papastathopoulos biegał za nim, cóż, dopóki nie wyleciał z boiska - Lewandowski i tak strzelić był w stanie. To, że bez Lewandowskiego reprezentacja Polski nie strzela i strzelać nie będzie - to oczywistość niegodna większej wzmianki. Lewandowski jest pomysłem dobrym jeszcze dlatego, że będąc w naszej drużynie gwiazdą pierwszą i najważniejszą, jest jednocześnie pracusiem i wojownikiem. Nie tylko wykańcza ataki, ale też pierwszy rzuca się do rozbijania ataków rywali, nieustannie ich naciska, obija, nawet z drągalami o gabarytach takich, jak Grecy, bez strachu wdaje się w zapaśnicze pojedynki. Jeśli pierwsza połowa meczu wyglądała tak, jak wyglądała, to w wielkim stopniu dzięki niemu.

Dobry pomysł: Pressing. A pierwsza połowa wyglądała tak, że nawet jeśli Polacy piłkę tracili, to natychmiast ją odzyskiwali, czyli robili coś, czego reprezentacja Polski nie robiła... Nigdy? Od meczu z Portugalią w Chorzowie czyli w Złotym Wieku Leo Beenhakkera? Franciszek Smuda powtarzał wprawdzie, że jego piłkarze mają rzucać się na rywala zaraz po stracie piłki, ale też im bardziej Franciszek Smuda to powtarzał, tym bardziej jego piłkarze się nie rzucali. Któż więc mógł się spodziewać, że w chwili próby, czyli wtedy, kiedy polski piłkarz zwykł więdnąć, piłkarze Smudy akurat rozkwitną. Gdyby jeszcze udało się utrzymać to przez cały mecz, a nie tylko pół, wtedy... Cóż, wtedy po prostu byśmy wygrali i stawali z Rosjanami do walki o pierwsze miejsce w grupie. A tak, staniemy tylko do walki.

Dobry pomysł: Zmiany. Cóż jednak poradzić, jeśli selekcjoner, widząc, że drużyna zmienia się na gorsze, nie zrobił nic, żeby te zmiany powstrzymać i zmienić ją na lepsze. Polacy w drugiej połowie ewidentnie opadli z sił, a jednak Smuda nie zdecydował się na dostarczenie słabnącemu organizmowi świeżej energii. Maciej Rybus powinien zostać zdjęty na wiele minut przed tym, jak jego zmianę wymusiła czerwona kartka, Ludovic Obraniak w ostatnim kwadransie gry też wyglądał jakby czekał już tylko na koniec meczu. Franciszek Smuda jednak tak dalece nie wierzy w swoich zmienników, że woli ledwie dyszącego piłkarza pierwszego składu niż kipiącego energią rezerwowego, co generalnie czyni go przedstawicielem szkoły zarządzania piłkarską drużyną klasycznej, żeby powiedzieć archaicznej.

Kamil Grosicki stojący jak kołek przy linii bocznej i oczekujący na próżno, aż będzie mógł wejść na boisko wyglądał operetkowo. Ale nie wiem, czy jeszcze nonsensowniej nie wyglądałoby, gdyby musiał na to boisko na ostatnie sekundy wejść. W ten sposób dołączyłby do grona reprezentantów Polski, którzy zagrali na wielkiej imprezie, bo mieli urodziny, gdzie znalazłby się razem z Arkadiuszem Bąkiem. A tego by chyba nie chciał.

Dobry pomysł: Ostrożność. Po drugim meczu naszej grupy, w którym nasi wtorkowi rywale tak bezlitośnie wypłazowali Czechów nie da się uniknąć tego uczucia. Czesi wcale nie zagrali źle, ba, bardzo możliwe, że grając tak pokonaliby zarówno piłkarzy Smudy, jak i Greków. A jednak skończyli cięko obici. Jeśli drużyna Smudy zagra z tak grającymi Rosjanami tak, jak w drugiej połowie meczu z Grecją - również skończy okrutnie wybatożona. Jeśli zagra tak, jak w pierwszej... Cóż, jeśli zagra tak, jak w pierwszej...

Dobry pomysł: Nadzieja. Jeśli Polacy z Rosjanami zagrają tak, jak grali w pierwszej połowie, wszystko może się zdarzyć. A teraz przypomnijcie sobie trzy wielkie imprezy, na których wcześniej grała reprezentacja Polski, słowa, które wypowiadaliście po pierwszym meczu grupowym i wiarę, jaką byliście w stanie z siebie wykrzesać. Nie jest lepiej?

Piotr Mikołajczyk

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Agora SA