Sevilla już kilka miesięcy temu zasłynęła z nieszablonowego podejścia do kwestii zarabiania pieniędzy, kiedy zaproponowała fanom umieszczenie własnych podobizn w mikroskopijnym formacie na koszulkach zespołu . Za niecałe 25 euro można było się stać się jednym z puzzli tworzących numery na koszulkach - klub liczył, że jeśli uda się sprzedać wszystkie pola, będzie mógł zarobić półtora miliona euro.
Nie wiemy, czy biznes wypalił w 100%, ale najwyraźniej Sevilli wciąż brakuje pieniędzy, bo zdecydowała się na bardzo inwazyjną reklamę Oscara Mayera, sprawiającą, że piłkarze i trenerzy będą czuli się na i tak zawsze gorącym, andaluzyjskim Estadio Ramon Sanchez Pizjuan, jak w piekle, otoczeni bułką, keczupem i musztardą.
Ławka rezerwowych na stadionie Betisu Sevilla
Na pierwszy ogień poszła Barcelona, którą mimo groteskowych warunków Pep Guardiola poprowadził do wyjazdowego zwycięstwa i redukcji straty punktów względem tylko remisującego w niedzielę z Malagą Realu Madryt .
Spiro