Jest bohaterem, niewiele zabrakło, by był jeszcze większym

Joe Hart to fenomen. Dobry angielski bramkarz. Przynajmniej teraz, bo nie zapominajmy, że Paul Robinson też był kiedyś dobrym angielskim bramkarzem. Przez chwilę. Golkiper Manchesteru City był jednak w czwartek jeszcze o krok od zostania już nawet nie tyle bożyszczem, co bogiem fanów The Citizens.

Na Estadio Jose Alvalade w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Europy Sporting Lizbona nieco zaskakująco pokonał Manchester City 1:0. Jeszcze bardziej zaskakujące było to, że w rewanżu w Anglii prowadził już 2:0. I wtedy do roboty wzięły się gwiazdy The Citizens, wprowadzając nową jakość do sformułowania ''pieniądze pracują''. Najpierw Aguero, później Balotelli z karnego, znowu Aguero i nagle zrobiło się 3:2 dla gospodarzy. Którzy niestety wciąż potrzebowali jednej bramki do awansu. W ostatniej akcji meczu w pole karne wbiegł golkiper ekipy z Manchesteru, Joe Hart i...

...i cytując klasyczny polski komentarz ''Ajjjjezusmariaaaaa''. Gdyby to weszło, a zabrakło naprawdę niewiele, bylibyśmy świadkami jednej z najbardziej ekscytujących pogoni tego sezonu. Przepraszamy zespół ze Szczecina. Gdyby to weszło, trybuny City of Manchester Stadium wpadłyby w ekstazę. Gdyby to weszło, Joe Hart do końca życia byłby opiewany w pieśniach. Ale nie weszło.

Co nie zmienia wcale faktu, że Hart to wybryk natury. Albo ukrywa swoje prawdziwe korzenie, albo gdzieś, coś poszło niesamowicie źle. Czy raczej niesamowicie dobrze. Charles Joseph John Hart gra z sezonu na sezon coraz lepiej i pewniej, mało tego, w dużej mierze dzięki niemu Manchester City wciąż liczy się w walce o tytuł Premier League. Bo to właśnie niespełna 25-letni bramkarz wyratował swoim kolegom parę razy tylne części ciała. Usadowił się też między słupkami w kadrze, co ma ten plus, że nikt nie musi oglądać tam takich wynalazków jak Ben Foster, Scott Carson czy Robert Green. Sir Alex Ferguson, raczej nieskory do pochwał względem swoich piłkarzy, a już zwłaszcza rywali, tym bardziej tych lokalnych, przyznał całkiem niedawno, że żałuje niepodpisania kontraktu z Hartem, kiedy tylko miał taką możliwość. No ale gdyby którykolwiek z nas musiał zmagać się na co dzień z Lindegaardem, De Geą i tym zakurzonym Polakiem z ławki rezerwowych, też żałowałby wielu rzeczy. Między innymi tego, że żyje.

Przez lata nieumiejętność Anglików do wychowania sobie klasowego bramkarza była wręcz niesamowita. Ostatnim, który nie bywał regularnie mocnym punktem ataku ich rywali był kucyk Davida Seamana. Ja twierdzę, że ewenement ewenementem, ale Hart to faktycznie bramkarska przyszłość kadry Anglii. Redaktor Mikołajczyk się nie zgadza, oponuje i robi wiele innych, nieprzyjemnych rzeczy.

- A ja dalej nie mogę uwierzyć w Harta. Ian Walker, Richard Wright, Paul Robinson, Chris Kirkland. Sami czarodzieje, niektórzy nawet za młodu zdążyli trochę poczarować. I nic - mówi.

Czas i między innymi Euro 2012 pokażą, który z nas miał rację.

ŁM

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.